II Męski Rajd Okolicami Kolejki
12 i 13 kwietnia 2008 r. odbył się II MROK, czyli Męski Rajd Okolicami Kolejki. Jest to kontynuacja rajdów samochodami osobowymi, w męskim gronie. Tym razem postanowliśmy zrobić rajd z noclegiem, tak aby i kierowcy mogli coś zakąsić (jakieś piwko czy wódeczkę). Poza tym miała to być okazja do nocnych, Polaków, rozmów na temat naszej kolejki.
Nie będziemy tu pisać o tych, którzy mieli się z nami wybrać, ale żony lub strach przed prawdziwie męską przygodą zatrzymał ich w domu. Trzon zielonogórski ekipy tworzyli: Mieczysław Bonisławski, Włodzimierz Włodarczyk, Ryszard Klauza, Jarosław Matan, Jerzy Kwaśniewicz, Wojciech Meliński oraz kontynuujący turystyczną przygodę swego ojca (tego od biura Boltur), młody Mariusz Szymański. W Przylaskach dołączyli do nas Jan Ciesielski z Żagania i pełniący rolę przewodnika po okolicy Przylasek Mieczysław Kołeczek. Już w niedzielę, 13 kwietnia, dołączył jeszcze do nas Jan Bator z Żagania.
DZIEŃ PIERWSZY (sobota, 12 kwietnia 2008 r.)
Na początek M. Kołeczek poprowadził nas na "spacerek" po okolicy Przylasek. Cztery samochody zaparkowalismy na granicy lasu i pól i ruszyliśmy... Gdy późnym popołudniem wrócilismy do naszych maszyn, co poniektórzy ręczyli, iż mają w nogach 40 km, niestety bardziej racjonalny rachunek wskazuje, iż nalezy zweryfikowac ten wyczyn do 25, co najwyżej 30 km. Ale też i było warto. Najpierw wdrapaliśmy się nad górujące nad okolicą wzgórze. Charakterystyczne kopczyki i ciągi z kamienia polnego okazały się zbiorowiskiem grobów kurhanowych z bardzo odległej, starożytnej epoki. Na samym szczycie wyraźny kopiec z kamieni (rumowisko) i wielki pojedyńczy głaz - to miejsce dawnych kultów. Rzeczywiście unikatowe odkrycie w okolicach Zielonej Góry. Całość jest chroniona jako pomnik przyrody "Ołtarz".
Z każdym kwadransem było coraz ciekawiej. Nikt się nie spodziewał, iż kawałeczek dalej jest wielki staw, wchodzący w skład Użytku Ekologicznego "Torfowisko Przylaski". Obok tablicy ciekawy zabytek - dawny kamienny drogowskaz. A sam staw na zdjęciach wygląda jak jakieś śródleśne jezioro na Mazurach...
Po drugiej stronie lasu, zagubiona w pagórkowatych ostępach i głuszy wieś Skibice. Z daleka obejrzeliśmy zaniedbany dwór a z bliska ciekawy kościół oraz obelisk upamiętniający mieszkanców wsi, poległych podczas I wojny światowej. Rozgorzała dyskusja na temat baru lub sklepu. Właściwiej należało by rzec - na temat braku jednego i drugiego, a tu co poniektórzy chętnie by coś wrzucili na ząb lub napili się piwa. Nasz przewodnik był pewien, iż w Skibicach był sklep, i rzeczywiście.... był. Jakieś pół roku temu. Grupa stanęła zatem przed wyborem dokąd iść dalej: czy do Przybymierza (sklep) czy do Kotowic (kolejny punkt programu) ? Względy kondycyjno - odległościowe przeważyły za Kotowicami, bo.... znacznie bliżej.
Odcinek do Kotowic był emocjonujący. Najpierw ze dwa - trzy razy grupa odnosiła wrażenie, iż nasz prowadzący nie za bardzo wie którędy nas dalej prowadzić i faktycznie pokręciliśmy się wśród pół po trajektorii jakiegoś owalu. Następnie nasz głód i pragnienie wystawiły na próbę interesujące zabytki. Już w samych Kotowicach, po drodze do sklepu były dwie stare bramy do kościoła i krzyż pokutny. Na szczęście przetrzymaliśmy to wszystko dzielnie i dotarliśmy do sklepu ze słodyczami, owocami i piwem.
Nie ma co ukrywać, że coraz bardziej zmęczeni, ruszyliśmy ze sklepowej oazy w kierunku Przylasek. Odcinek do tej wsi a następnie droga u podnóża wzgórz z kolejnymi grobami kurhanowymi, przebiegły nam już bez zbędnych niespodzianek i zmordowani dotarliśmy na polankę z naszymi samochodami. Po drodze odezwała się przykra kontuzja Rysia K., nawet rozważalismy drastyczne rozwiązania tego problemu (ze ściągnięciem ze wsi jakiejś hożej pielęgniarki do opieki na cierpiącym kolegą), ale Rysiu dzielnie doszedł z całą grupą do końca.
Wsiedliśmy do samochodów i w ekstremalnych warunkach (koleiny i kałuże) dotarliśmy do szosy. Skręciliśmy na południe. Kolejno przejechaliśmy Wichów, Chotków i zjechaliśmy znowu na polną drogę. W środku lasu, tam gdzie kończy się droga, leży zagubiona wieś Studnica. Bardzo ciekawe miejsce. Nazwa wsi nawiązuje do cudownej studni, przy której powstał przed wiekami żeński klasztor. Kto dziś o tym wie lub pamięta ? To nie Żagań, Szprotawa, Bytom Odrzański, o których historii i o samych mniszkach przed wiekami w nich zamieszkujących, wie każdy regionalista. A tymczasem Studnica była i przed nimi i była o wiele bardziej znana w swoim czasie... Choć nie ma już praktycznie żadnych śladów po tej świetności a i aura tajemniczości, jakoś nie chciała nam się udzielić. Pewnie z tego zmęczenia, ale choć byliśmy rzeczywiście tak zmordowani, nikt nie narzekał na ten dodatkowy punkt programu.
Już o pierwszym zmroku dotarliśmy do punktu etapowego pierwszego dnia, czyli do świetlicy wiejskiej w Siecieborzycach. Z rozłożeniem się na nocleg musieliśmy trochę zaczekać, aż skończy się zebranie wiejskie. Czekało się ciekawie, bo dyskusja była burzliwa, co rusz ktoś wychodził na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza lub dymka i ochłonąć. Pogadało się wtedy z ludźmi, oj pogadało....
Nie wszystkim z nas niestety było dane doświadczyć błogosławieństwa noclegu na biwaku. Kontuzjowany Rysio K. wraz z niewyraźnymi cały dzień Jarosławem i Jurkiem K. opuścili nas i udali się do domu, do Zielonej Góry. Wielka szkoda, ani sobie nie pogadaliśmy, ani nie wypiliśmy, choć wszyscy mieli na to wielką ochotę. Pogadaliśmy za to prawie do północy z naszymi znajomymi z Siecieborzyc: Stanisławem Kwiatkowskim i mężem pani sołtys, panem Turkiem. Panu Stanisławowi, z którym umówiliśmy się na spotkanie jeszcze podczas poprzednieg I MROK-u, niestety nie udało się zebrać u mieszkańców wsi żadnych materiałów o kolejce (zdjęć stacji, wspomnień). Z rozmowy panem Turkiem wyniknęło natomiast, iż tereny po torach nie są jednak wyłącznie własnością gminy, ale, pewne odcinki - również poszczególnych rolników.
Po pogaduszkach przyszedł czas na pożegnanie gości i turystyczną kolację. W ruch poszły otwieracze do konserw i puszki z mielonkami, rybkami, pasztecikami, zupki błyskawiczne i serki topione. Przy posiłku rozstrząsnęliśmy jeszcze kilka kwestii egzystencjalnych, po czym zanurkowaliśmy w czeluście śpiworków...
DZIEŃ DRUGI (niedziela, 13 kwietnia 2008 r.)
Niedzielny poranek powitał nas rześkim, prawie mroźnym, powietrzem i bardzo ładną słoneczną pogodą. Wstaliśmy zatem pełni werwy i radości życia. Na początek krótka toaleta obłoconych wczoraj samochodów, śniadanko i... hajda w drogę !
Już tylko dwoma samochodami jedziemy do Szprotawy. Tam zabieramy ze sobą Jana Batora. Pokazuje on nam dwie domniemane lokalizacje grodów, przy których w 1000 roku ówczesny książę Polan, Bolesław, mógł zorganziować obozowisko, w którym witał na swojej ziemi cesarza Ottona. Pierwsza lokalizacja to miejsce obelisku na Iławie, za mostem na Bobrze. Druga z nich to wyniosłe i okazałe grodzisko w Parku 1000-lecia. Jan Bator jest jednym z odkrywców tej drugiej lokalizacji.
Ze Szprotawy jedziemy do Żagania. Po drodze wizyta i zwiedzanie sklepu z antykami w Chrobrowie. Szczególnie interesują nas stare pocztówki.
W samym Żaganiu zaczynamy od wizyty w kancelarii mecensa Ciesielskiego, który zebrał u siebie mnóstwo pamiątek regionalnych. Ze szczególnymi emocjami oglądamy ostatnią jego zdobycz - przedwojenną mapę powiatu szprotawskiego. Przeglądamy zebrane wydawnictwa i książki. Doprawdy, każdy krajoznawca ma czego zazdrościć panu Janowi.
Po tym, krótki spacer po żagańskiej starówce, herbata w kancelarii i wyjazd do ostaniego już punktu rajdu - do zabytkowego kościoła w Starym Żaganiu... Oglądamy otoczenie ciekawej kamiennej bryły. W okalającym teren przykościelny murze napotykamy cztery krzyże pokutne. To już kolejny taki zabytek dawnego prawa podaczas naszego rajdu.
No i, jako się rzekło, był to już ostatni punkt naszego rajdu. Do zobaczenia Koledzy, prawdziwy mężczyźni, na następnym, trzecim, MROK-u !!! O ile tylko żony Wam pozwolą...
Serwis powstał i funkcjonuje dzięki środkom finansowym Gminy wiejskiej Zielona Góra